W potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędzić…
Miał być artykuł o ewakuacji, ale nie będzie.
Nie będzie, bo kiedy dziś czytam, że zmarł raniony na granicy żołnierz Wojska Polskiego, że od dwóch miesięcy wojsko jest zastraszane przez prokuraturę jakimś nowo powołanym (nowo)tworem do spraw badania naruszeń w trakcie wykonywania zadań, że paszkwilanci pokroju Michalskiego czy Shwertnera już suflują narrację, iż postępowanie było uzasadnione, bo żołnierze oddawali „strzały ostrzegawcze w kierunku migrantów przez płot” (że coooo?) – to krew mnie zalewa.
I już nawet nie wściekam się ani na prokuraturę, ani na nowe kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, ani obiektywnych dziennikarzy, którzy spali przez ostatnie dwa miesiące – bo to by oznaczało że pokładam w nich jakiekolwiek nadzieje i że mam wobec nich jakiekolwiek oczekiwania. Nie mam.
Jestem zły, bo lada moment rzesza lemingów, próbująca z uporem godnym lepszej sprawy niwelować swój dysonans poznawczy po zignorowaniu referendum i wybraniu do rządzenia tej ekipy, którą mamy, ruszy tłumaczyć działania rządu i prokuratury ku uciesze Ochojskich, fundacji „cwaniacy z zagranicy”, dziennikarzy społecznych i społeczności pseudoproobronnych w mediach społecznościowych.
Za chwilę zacznie się festiwal wyciągania z brudnego palucha newsów sprzed 10 lat, przeinaczania faktów na 120 sposobów i wykonywania fikołków logicznych z telemarkiem, by udowodnić, że to wszystko wina poprzedniej administracji, a ta obecna „tylko” nie daje sobie rady z posprzątaniem po nich.
Tylko że kryzys na granicy mamy od trzech lat. I przez te trzy lata nie było tyle ofiar, co od początku roku. Takie są fakty. A będzie jeszcze gorzej, bo nowa administracja moim zdaniem szykuje naszym żołnierzom i funkcjonariuszom drugie Nangar Khel. Sensacyjną aferę, w której nasi mundurowi zostaną oskarżeni, osądzeni i skazani przez opinię publiczną na długo, zanim jakikolwiek sąd przeczyta akta. Będą wydalani ze służby, będą borykać się z ostracyzmem i pogardą, tylko po to, by – dokładnie jak w sprawie Nagar Khel – po latach okazało się, że zrujnowano im życie oraz etos polskiego munduru, by jakaś łachudra ugrała kilka procent w sondażach. I robią to ci sami ludzie co wtedy, a społeczeństwo ochoczo daje im do tego mandat za mandatem.
Pomijam już fakt, że dziwnym trafem ta sprawa wychodzi na jaw trzy dni przed wyborami, a przez dwa miesiące pies z kulawą nogą się sprawa nie zainteresował. To pięknie pokazuje, w jakim stanie są nasze media i organizacje „pożytku publicznego” oraz jak cynicznie politycy grają zdrowiem i życiem tych, których pracą jest nadstawianie dla nas karku. A my łykamy jak pelikany.
Dlatego jestem zły. Bo zbyt łatwo społeczeństwo daje się mamić chocholim tańcem, maskaradą uśmiechów i bajkami o praworządności, usprawiedliwiając każdą niegodziwość nawet wbrew wszelkiej logice. A sprawa jest przecież prosta.
Nasz żołnierz umarł, ponieważ bał się bardziej swojego kraju niż agresywnych przybyszów zza białoruskiego płotu.
Peruk