Witaj na stronie Polsce Wierni.

Jesteś u Peruka

Mój dom moją twierdzą
Poradnik dla pozostających w domu w razie „W”

Jak tylko coś się zacznie dziać, łap plecak z rambo.pl i pryskaj! Ta sentencja, lansowana do znudzenia na „survivalowych” portalach, kanałach YouTube i ostatnio w mass mediach, urasta do rangi mantry. Szkodliwej moim zdaniem.

1. Uciec, ale dokąd?
Zastanów się. Czy aby na pewno chcesz znaleźć się na ulicy w kraju ogarniętym wojną, odpowiadając za bezpieczeństwo swoje, żony i dzieci, rodziców po przejściach medycznych oraz psa i rybki? Ja bym nie chciał, no ale Ty masz przecież plecak. Dasz radę, prawda?

Ucieczka z terenów zagrożonych wojną jest niewątpliwie rozsądnym posunięciem. Nikt nie powinien rozważać pozostawania na obszarze ogarniętym działaniami wojennymi, bo ani to mądre, ani dobrze nie rokuje. Ale czy jest to jedyny możliwy plan? Czy dla każdego? Moim zdaniem niekoniecznie.

W tym artykule rozważymy kwestię, kto powinien wziąć pod uwagę przeczekanie zamiast ucieczki oraz jak się na tę okoliczność przygotować.

2. Co to ten Bug-in?
Bug-in tłumaczyć by chyba należało jako „zabunkrowanie się” i to tłumaczenie w zasadzie oddaje sens wyrażenia. Oznacza przeczekanie zdarzeń katastrofalnych w zaciszu własnego, przygotowanego odpowiednio domu, w alternatywie do ewakuacji w kierunku kryjówki awaryjnej. Jest mniej popularny niż Bug-out i dlatego przeglądając pobieżnie źródła, można odnieść wrażenie, że jest opcją gorszą i niewartą rozważenia. Poniżej postaramy się sprawdzić, czy tak jest w istocie.

3. Mój dom moją trumną, czyli kto nie powinien się bunkrować
Bug-in, jak wspomnieliśmy wyżej, niekoniecznie jest opcją dla każdego. Czynniki dyskwalifikujące ją jako wartą rozważenia to moim zdaniem:
a. bliskość zagrożenia,
b. aglomeracja,
c. warunki mieszkaniowe.

Bliskość zagrożenia
Nie trzeba chyba przekonywać, że mieszkańcy terenów przy granicy wschodniej są w zupełnie innej sytuacji niż mieszkańcy na przykład Kujaw czy Dolnego Śląska. Nawet mieszkając w małej miejscowości 100 kilometrów od granicy, trzeba się jednak liczyć z tym, że wojna nas ogarnie, a kiedy to się stanie, normalna egzystencja będzie niemożliwa. Na przykładzie Ukrainy widzimy, że rosja (pisownia z małej litery jest absolutnie celowa) stosuje raczej taktykę spalonej ziemi niż zajmowania terytorium poprzez kontrolę infrastruktury krytycznej, a potem walkę o serca i umysły ludności cywilnej. Nie łudźmy się, że jakoś to będzie. Front na wojnie ma to do siebie, że jest mniej lub więcej linią posuwającą się naprzód. Gdy ta linia do nas dotrze, to nas zmiele. Osoby mieszkające we wspomnianym pasie 100 kilometrów od granicy bezwzględnie powinny rozważać ewakuację, nawet jeśli inne czynniki przemawiają przeciw.

Aglomeracja
Nawet jeśli linia frontu jest daleko, nie możemy czuć się zupełnie bezpiecznie. Lwów leżący kilkaset kilometrów od granicy cyklicznie staje się obiektem ataków rosyjskiej artylerii rakietowej, mających na celu zniszczenie infrastruktury krytycznej. Wiedza o tym, że rosja stosuje taką właśnie doktrynę, każe zakładać, iż mieszkańcy dużych aglomeracji będą narażeni na niebezpieczeństwo dużo bardziej niż ci na wsiach i w małych miasteczkach.

Zamieszkiwanie w pobliżu infrastruktury krytycznej potęguje zagrożenie. Elektrownie, infrastruktura wodno-kanalizacyjna, centra logistyczne, bazy wojskowe, torowiska czy autostrady też mogą stać się celem ostrzału. Bliskość tych ostatnich wzmaga również ryzyko szybkiego pojawienia się w naszej okolicy jednostek wojskowych w przypadku przesuwania się linii frontu.

Warunki mieszkaniowe
Bunkrowanie jest niewątpliwie łatwiejsze w domku w Izerach niż na 8 piętrze mrówkowca w dużej aglomeracji. Rozważając przygotowanie kryjówki domowej, musimy wziąć pod uwagę takie czynniki, jak dostęp do wody i pożywienia (lub możliwość magazynowania zapasów), zdolności do obrony naszego lokum oraz wreszcie możliwości ewakuacji w przypadku bezpośredniego zagrożenia. Już teraz oczywiste staje się, że mieszkańcy bloków są w gorszej sytuacji z uwagi na zależność od miejskich sieci wodno-kanalizacyjnych, mniejszą przestrzeń do magazynowania zapasów czy wąskie gardła w wypadku pożaru czy ostrzału. Szczególnie drogi ewakuacyjne to coś, czego polskim blokom brakuje. Niektóre stare wieżowce były połączone na ostatnim piętrze i w razie zagrożenia można było korzystać z tych przejść jako drogi ewakuacyjnej. Warto zbadać, jak to wygląda u nas, planując kryjówkę.

4. A my nie chcemy uciekać stąd, czyli kto powinien rozważyć domową kryjówkę
Jako że wypunktowaliśmy już czynniki, które dyskwalifikują albo zmniejszają wartość bunkrowania jako naszego wariantu planu, teraz będzie łatwiej.

Jasne jest, iż osoby mieszkające w oddaleniu od dużych miast, z dala od potencjalnej linii frontu i do tego w domach jednorodzinnych, segmentach lub niskich blokach powinny rozważyć przygotowanie do ukrycia się w zaciszu własnego domu. Jakie jeszcze argumenty przemawiają za wybraniem tego rozwiązania? Ano mogą to być czynniki, które utrudniają ewakuację lub czynią ją zwyczajnie niemożliwą. Są to:
a. cel
b. drużyna
c. okoliczności ewakuacji

Cel
Zawsze ucieka się dokądś. Planując na wypadek „W”, musimy zadać sobie następujące pytania:
Czy mamy przygotowane miejsce ewakuacji?
Czy nasza kryjówka jest wystarczająco zaopatrzona?
Jak daleko mamy do kryjówki?
Jak planujemy tam dotrzeć i czy mamy alternatywy?

Jeśli nie mamy przygotowanego miejsca ewakuacyjnego, jest ono źle zaopatrzone lub znajduje się kilkaset kilometrów od naszego miejsca zamieszkania, należy poważnie zastanowić się nad naszym planem. W sytuacji kryzysowej trzeba zakładać, iż drogi mogą być nieprzejezdne lub podróżowanie nimi będzie się wiązało z dużym ryzykiem. Czy damy radę przebyć część drogi (lub całą) pieszo? Czy ci, którzy będą się z nami ewakuować również temu podołają? Czy po dotarciu na miejsce mamy pewność, że zgromadzone zapasy wystarczą do bytowania w kryjówce dla całej naszej grupy? Te kwestie mogą (i powinny) wpłynąć na decyzję czy uciekać, czy zostawać.

Drużyna
A raczej jej skład osobowy, ilość i ewentualne obciążenia. Jak wspomniano wyżej, musimy planować na okoliczność wędrówki pieszej. Musimy się upewnić, że wszyscy członkowie grupy są w stanie pokonać pieszą trasę oraz że będziemy w stanie zabrać dla nich wszystkich zapasy.

Siedmiolatek może być już trochę za duży, by nieść go 300 kilometrów, a sam tej trasy również nie pokona. Chodzić z endoprotezą biodra lub po niedawno przebytym zawale również prawdopodobnie nie da się rady. Czy mamy zwierzęta, których nie chcemy pozostawić? Czy mamy je jak je przetransportować?

Okoliczności ewakuacji
Może się okazać, że pomimo posiadania doskonale przygotowanej kryjówki, gotowego planu i spakowanego szpeju, pojawią się czynniki, które każą z ewakuacji zrezygnować lub odłożyć ją w czasie (na przykład ostrzał terenów przebiegających przez trasę ewakuacji lub obecność na niej nieprzyjaciela, zamieszki po drodze, nagła choroba członka grupy). Czasem po prostu nie uda się wszystkiego przewidzieć.

Jak widać, decyzja o pozostaniu w domu nie jest wcale tak absurdalna, jak mogłoby się wydawać i podjęcie jej zależy od okoliczności. Jest ona obarczona pewnym ryzykiem, ale ma też pewne zalety. Brak zagrożeń związanych z podróżą, lepsza możliwość gromadzenia i kontrolowania zapasów oraz lepsza znajomość terenu, na którym mieszkamy od lat i jego mieszkańców to czynniki, które są mocnymi argumentami za przeczekaniem w domowym zaciszu zamiast ucieczki w nieznane.

5. Zostajemy - i co dalej?
Skoro już podjęliśmy decyzję o bunkrowaniu się w domu, należy się zastanowić, jak zamierzamy to robić. Musimy być gotowi na brak prądu, wody, dostępu do pożywienia. Należy rozważyć, jak poradzimy sobie z brakiem dostępu do opieki medycznej, przemyśleć kwestie bezpieczeństwa naszego domostwa i wreszcie - mieć z tyłu głowy, że sytuacja może nas jednak zmusić do jego opuszczenia. Planując, warto wziąć pod uwagę czynniki, jakie wymieniłem w artykule „W razie W”, zakładając, że mamy czas od jednego do trzech miesięcy.

Potem sytuacja albo się wyklaruje na tyle, że będziemy w stanie uzupełnić zapasy i zapewnić sobie dostęp do potrzebnych dóbr, albo… nasz plan nie wypali i nie przeżyjemy. Mało optymistyczne, wiem, ale tak to niestety będzie w rzeczywistości wojennej wyglądać. Nawet najlepszy plan nie zapewni nam 100-procentowych szans na przeżycie. a planowanie na dłużej jest dla większości z nas zwyczajnie nierealnie (choć jeśli mamy taką możliwość, to oczywiście warto przygotować się na tak długo, jak to możliwe). Jakie kwestie musimy wziąć pod uwagę, przygotowując nasze schronienie?

6. Niezbędnik

Woda
Nie każdy zdaje sobie sprawę, że wody zabraknie w pierwszej kolejności. Po prostu zostanie odcięta w wyniku ataków na infrastrukturę krytyczną albo będzie zanieczyszczona. Człowiek jest w stanie przeżyć bez wody do trzech dni, jednak już po 24 godzinach u większości z nas pojawią się symptomy odwodnienia, takie jak choćby skurcze, które skutecznie uniemożliwią nam normalne funkcjonowanie. Planując, musimy zadbać o samodzielny dostęp do wody lub zapewnić sobie jej zapasy.

Potrzebujemy około trzech litrów wody dla osoby na dobę, co w przypadku czteroosobowej rodziny daje nam 1080 litrów tylko do picia na 90 dni. Tak bym liczył. Wydaje się to bardzo dużo, jednak to tylko pięć 200-litrowych beczek albo jeden 1000-litrowy zbiornik o wymiarach mniej więcej 100cm x 100cm x 100cm. Jest to gabaryt, który od biedy możemy nawet upchnąć w mieszkaniu w bloku (lepiej jednak nie na balkonie ze względu na wagę).

Tak zmagazynowana woda da nam gwarancję czystości pod kątem chemicznym, jednak trzeba zadbać o to, by nie rozwinęły się w niej mikroorganizmy. Najprostszym sposobem usunięcia biologicznych zagrożeń jest oczywiście zagotowanie wody (trzy minuty wrzenia dla pewności), jednak trzeba założyć, że może być to utrudnione lub wręcz niemożliwe. Tu z pomocą mogą przyjść tabletki do uzdatniania wody, nadmanganian potasu lub choćby wybielacz.

Używamy czystych wybielaczy chlorowych bez dodatków. Proporcje to dwie krople na litr i bardzo dbajmy o ich zachowanie. W przypadku braku dostępu do opieki medycznej zatrucia pokarmowe mogą być nawet śmiertelne.
Tak przygotowana woda może stać dosyć długo, jednak dbajmy o higienę przy jej nabieraniu oraz kontrolujmy stan pojemników. W wypadku pojawienia się na powierzchni bądź ściankach kontenera osadów czy zmętnienia wody należy rozważyć ponowne odkażenie. Jeśli istnieje możliwość zagotowania przed spożyciem, należy z niej bezwzględnie korzystać.

Aby woda miała jak najlepsze właściwości, warto dodawać też do niej 1/4 łyżeczki soli na litr, a co za tym idzie, trzeba zadbać o zapas soli i cukru. Oprócz wartości odżywczych posłużą one też jako konserwanty.

Mieszkańcy domów jednorodzinnych będą w lepszej sytuacji, o ile zadbają o źródło wody niezależne od miejskiej sieci oraz o źródło prądu. Zbiorniki retencyjne, baseny, oczka mogą z powodzeniem służyć jako zbiorniki wody, pamiętać jednak należy, że musi ona zostać odfiltrowana osmotycznie oraz zagotowana przed spożyciem. Najprostszy filtr do wody wykonamy z dowolnego pojemnika, na przykład 10-litrowej butelki, do której warstwami wsypiemy piasek, węgiel drzewny, znów piasek i żwir. Im więcej takich warstw, tym lepiej.

Oczywiście najlepszym rozwiązaniem jest głębinowy odwiert podłączony do ręcznej pompy, tak zwanej abisynki. Da nam to relatywnie wysoki poziom pewności, że nasza woda nie będzie zanieczyszczona i zapewni właściwie nieograniczony do niej dostęp.

Żywność
W dużym skrócie: aby przetrwać, zachować zdrowie i zdolność do funkcjonowania, potrzebujemy codziennej dawki kalorii oraz odpowiednich makro- i mikroelementów rozbitych na: białka, węglowodany, tłuszcze, witaminy i mikroelementy.

Węglowodany to na przykład makaron, ryż, kasza, suchary. Zadbajmy o szczelność pojemników, w których są przechowywane, aby nie zalęgły się w nich mrówki czy mole spożywcze.

Białko może pochodzić z suszonego mięsa, konserw, fasoli, grochu, suszonej soi lub (co w cale nie jest głupie) z izolatów w proszku używanych przez sportowców.

Jeśli chodzi i tłuszcze, to najprościej zgromadzić po prostu zapas oleju słonecznikowego lub rzepakowego i dodawać go do jedzenia. Gwiazdki Michelina to pewnie nie dostanie, ale bez tłuszczy w pożywieniu przestaniemy przyswajać inne składniki.

To oczywiście niezbędne minimum, które zapewni nam przetrwanie. Aby urozmaicić dietę oraz zapewnić sobie komfort psychiczny (często pomijany, ale równie ważny jak sprawność fizyczna), warto zawczasu przygotować zapasy żywności lepszej niż „sucha karma”. Skoro już i tak zostajemy w domu, to na ile pozwoli nam miejsce do przechowywania, zadbajmy o zapas wekowanych warzyw (szczególnie kiszonek mających właściwości probiotyczne), przetworów z owoców, a nawet wekowanego mięsa, które właściwie przechowywane może wytrzymać bez chłodzenia miesiącami, a nawet latami.

Jeśli mieszkamy w domku, to tak długo, jak mamy dostęp do prądu, wykorzystujmy chłodziarki i zamrażarki, a na wypadek braku energii pomyślmy o akumulatorach i generatorze diesla. Nawet jeśli miałby on zasilać wyłącznie lodówkę i zamrażarkę, to i tak warto.

Dobrą alternatywą jest też żywność liofilizowana (odwodniona). Mimo wysokiej ceny warto się w nią zaopatrzyć, bo zapewni nam donna ostęp do pełnowartościowego pożywienia, które jednocześnie praktycznie nie wymaga gotowania. Dobre są też wojskowe racje żywnościowe, które oprócz odrobiny (kieliszek) wody nie wymagają niczego innego, by zapewnić nam ciepły posiłek. Nawet jeśli nie zamierzamy opierać naszego zapasu w całości na takich produktach, warto zadbać, byśmy posiadali choć niewielki ich zapas na sytuacje kryzysowe.

Mówiąc o jedzeniu, nie można pominąć aspektu jego przygotowywania. Prąd i gaz będą niedostępne, dlatego też warto zaopatrzyć się w butle gazowe podłączone choćby do grilla czy turystycznej kuchenki. Grill węglowy też jest jakimś rozwiązaniem.

Alkohol, papierosy, słodycze i inne smaczki.
O ile sami alkoholu nie spożywamy, o tyle może się on przydać jako paliwo, środek do dezynfekcji lub waluta na handel. Im dłużej przyjdzie nam bytować w wojennej rzeczywistości, tym większa będzie wartość produktów „luksusowych”. Warto zadbać zatem o jakiś ich zapas.

Leki
Nie trzeba chyba przekonywać, że od wybuchu wojny do pierwszej wizyty w aptece mogą minąć miesiące, dlatego planując, weźmy medykamenty pod uwagę. Przede wszystkim zaopatrzmy się w leki które my albo członkowie naszej rodziny muszą przyjmować na stałe; ponadto zapas środków opatrunkowych, antyseptyków (może być spirytus, który ma też inne zastosowania), środków przeciwbólowych i przeciwzapalnych, a także witamin i suplementów.

Antybiotyki to śliski temat, ponieważ przyjmowane bez zalecenia lekarza mogą nie tylko nie pomóc, ale poważnie zaszkodzić. Będą jednak sytuacje, kiedy alternatywa dla „doświadczeń na żywym organizmie” będzie jeszcze bardziej ponura i podjęcie ryzyka stanie się nieuniknione. Osobiście zaopatrzyłbym się w zapas antybiotyku o szerokim spektrum (na przykład amoksycyklina) oraz antybiotyku na bakterie beztlenowe (na przykład metronidazol). Jeśli już zdecydujemy się na stosowanie antybiotyku, bezwzględnie pamiętajmy o suplementacji probiotycznej.

Światło, ciepło i energia
Ostatnie dziesięciolecia coraz bardziej uzależniały nas od energii elektrycznej. W dzisiejszych czasach wszystko w domu jest na prąd i na co dzień niewątpliwie jest to wygodne, czyste bezobsługowe oraz ekologiczne rozwiązanie. Niestety może nam dostarczyć wielu problemów. Skupmy się na początek na ogrzewaniu jako najbardziej niezbędnym z wymienionej triady.

Domy jednorodzinne mają tu ogromną przewagę nad blokami, o ile posiadają kominek. Ostatnio daje się zauważyć niezrozumiały dla mnie trend likwidowania kominków w zamian za dopłaty do pomp ciepła z rozmaitych unijnych programów. Posiadanie domu jednorodzinnego bez dostępu do niezależnego od sieci źródła ogrzewania - najlepiej na paliwo stałe - to redukcja jego potencjału. Każde domostwo powinno bezwzględnie posiadać taki bufor. Nie masz kominka? Instaluj kozę. Kropka.

W przypadku mieszkań w blokach alternatywą są niestety chyba jedynie palniki gazowe, tak zwane słoneczka. Nie są one optymalne, ponieważ wymagają zmagazynowania zapasu gazu. Stwarzają także ryzyko zatrucia się produktem spalania. Na szczęście bloki będą wychładzać się wolniej i wymagać mniej aktywnych źródeł ciepła.

Energię możemy sobie zapewnić z paneli fotowoltaicznych podpiętych do akumulatorów, rozmaitych dynam, a nawet palników, które produkują energię elektryczną ze spalania paliwa stałego. Warto również rozważyć nabycie agregatu prądotwórczego na paliwo diesla. Tak naprawdę prądu potrzebujemy przede wszystkim do chłodzenia pożywienia i ewentualnie zasilenia radia. Bez reszty jego dobrodziejstw można się obejść, nawet jeśli dziś wydaje nam się to abstrakcją.

Światło pozyskamy ze świeczek, lamp naftowych, światełek chemicznych. Nie ma co nastawiać się na latarki. Warto je oczywiście posiadać, ale użycie ograniczać do sytuacji awaryjnych. Chyba że faktycznie planujemy zgromadzić zapas baterii na trzy miesiące.

Bezpieczeństwo
„Fajne masz, sąsiad, te zapasy. Byłoby szkoda, gdyby ktoś tak przyszedł… i sobie je wziął…”
Niestety w rzeczywistości wojennej nie tylko wrogie wojsko stanowi zagrożenie. Jest kwestią czasu pojawienie się w Twojej okolicy „koników polnych”, czyli ludzi, którzy w odróżnieniu od mrówek nie poczynili żadnych przygotowań i teraz desperacko poszukują zasobów, aby przeżyć. Są zdesperowani i nie mają alternatywy. Nie miej więc złudzeń, że odpuszczą, jeśli nie dasz po dobroci. Armia Twojego własnego kraju również może kiedyś zapukać do drzwi, oczekując aprowizacji w ramach „patriotycznego obowiązku”. Trzeba być gotowym na te zdarzenia nie mniej niż na mróz, głód czy choroby.

O czym warto pamiętać? Przede wszystkim nie wychylaj się z informowaniem wszystkich dokoła, że gromadzisz zapasy. Brak zainteresowania ze strony osób postronnych stanowi całkiem dobrą pierwszą linię obrony i warto korzystać z niej tak długo, jak to możliwe.

Nie trzymaj zapasów w jednym oczywistym miejscu. Jeżeli masz taką możliwość, zakop je lub ukryj w nieoczywistym miejscu, do którego dostęp nie będzie widoczny spoza posesji. Postaraj się wykonać co najmniej kilka takich schowków, by mieć alternatywę na okoliczność utraty jednego z nich.

Nawiąż relację z sąsiadami. Postaraj się ich zachęcić do przygotowywania się. Ludzie, którzy podobnie myślą, mogą okazać się wsparciem, a nie obciążeniem. Razem zdziałacie więcej.

Zapewnij sobie komunikację. Krótkofalówka, CB radio lub przynajmniej radioodbiornik na baterie dadzą możliwość otrzymywania informacji ze świata i zapewnią bezcenne wiadomości o nadciągających zagrożeniach.

Zadbaj o zabezpieczenia: drzwi antywłamaniowe, rolety, kraty (te w blokach na klatce schodowej stanowią genialny punkt do obrony), solidny płot obsadzony kolczastymi krzewami, kamery i alarmy (przynajmniej tak długo, jak jest prąd). Wszystko, co pozwoli Ci wykryć zagrożenie wcześniej i da czas na reakcję, jest na wagę złota. W trakcie napadu nic nie będzie działało bardziej przeciwko Tobie niż zaskoczenie.

Organizacja na rzecz bezpieczeństwa: tworzenie systemu wart i dyżurów w gronie rodziny, sąsiadów czy lokalnej społeczności dla niektórych brzmi dziś absurdalnie, jednak w sytuacji zagrożenia może uratować mienie, zdrowie, a nawet życie.

Postaraj się zawczasu o broń palną. Uzyskanie jej nie jest już ani trudne, ani drogie. Regularnie trenuj i utrzymuj broń w dobrym stanie. Uzbrojenie jest warte tyle, ile jego użytkownik.

Ewakuacja
Nawet w przypadku najlepiej przygotowanego domostwa może się okazać, że okoliczności zmuszą nas do jego opuszczenia. Na tę ewentualność warto mieć osobny plan i zasoby, choćby pod postacią tego wyśmiewanego przeze mnie plecaka Kosiniaka z rambo.pl. Oby się nie przydał.

7. Podsumowanie
Mam nadzieję, że powyższy artykuł przede wszystkim obali mit przymusu ewakuacji w wypadku wojny i uświadomi części Czytelników, że pozostając w domowych pieleszach, niekoniecznie będą skazani na zagładę. Bytowanie w terenie, który znamy, obok ludzi, którym (mniej lub bardziej) ufamy, w środowisku, które sami przygotowaliśmy, może mieć zalety, o ile uświadomimy sobie słabe punkty naszej sytuacji i wykorzystamy jej mocne strony. W końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej…


Peruk