Witaj na stronie Polsce Wierni.

Jesteś u Peruka


W razie „W”

1. Otwieracz do oczu
Do wojny nie da się przygotować. To smutna konstatacja na początek artykułu. Jakich starań byśmy nie dokładali, ile pieniędzy i pracy nie włożyli w bycie „gotowym na wszystko”, wojna zawsze spadnie na nas jak grom z jasnego nieba, przeżuje i wypluje. Jako cywile zwyczajnie nie mamy zdolności wywiadowczych, by przewidzieć, czy i kiedy się ona rozpocznie, ani doświadczenia, by w jej warunkach funkcjonować. Część z nas (być może ze mną włącznie) nie przeżyje pierwszego tygodnia wojny. Pozostali mogą nie doczekać jej końca i nie ma sensu zakładać inaczej.

Skoro zatem przewidzenie wybuchu, skali oraz czasu trwania wojny jest dla nas nieosiągalne, a szanse przeżycia wątpliwe, to czy warto w ogóle sobie tym zaprzątać głowę? Moim zdaniem zdecydowanie tak i w artykule poniżej postaram się przybliżyć moje przemyślenia dotyczące jak i dlaczego (choć pewnie w odwrotnej kolejności).

2. A po co i dlaczego?
Dla większości Kowalskich wojna będzie przede wszystkim postawieniem codziennej rzeczywistości na głowie. Nagle okaże się, że takie proste sprawy, jak zrobienie zakupów, wezwanie karetki, ugotowanie obiadu czy choćby codzienne czynności higieniczne są dla nas albo zupełnie niedostępne, albo dostęp do nich będzie wymagał większego nakładu pracy i środków.

Niedogodności, których na co dzień zwyczajnie nie zauważamy, urosną do rangi problemów gardłowych, a ustawiczne poczucie zagrożenia, brak pewności jutra i perspektyw na poprawę odbije się na nas zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Będziemy musieli funkcjonować z poczuciem, że nasze życie się skończyło, ponieważ w pewnym sensie tak będzie w istocie.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ na pewno nie damy rady, jeśli będziemy zakładać, że będzie się nam żyło „tak samo, tylko trochę inaczej”. Tylko jednostki, które szybko zaadaptują się do nowej rzeczywistości, nauczą się w niej funkcjonować, mają szanse przetrwania. Wiedząc to, być może warto zacząć zmieniać swoje nastawienie już dzisiaj i oszczędzić sobie przynajmniej pierwszego dysonansu poznawczego. 90% społeczeństwa będzie zupełnie nieprzygotowane, więc robiąc w zasadzie cokolwiek, dajemy sobie przewagę niejako na samym starcie.

Pierwszym krokiem jest zrozumienia faktu, że pytanie, czy będzie wojna, jest dziś właściwie bezzasadne. Pytanie, które należy sobie zadać, brzmi: ile mam czasu?

3. Głowa nie szafa
Część z Państwa zapewne już teraz ma otwartą w przeglądarce zakładkę i wpisane w niej hasło „plecak ucieczkowy”. Jeśli nie, to na pewno mignęła Wam z tyłu głowy myśl, że zrobicie to, kiedy skończycie czytać artykuł. Odrzućcie proszę tę myśl.

Ja rozumiem, że żyjemy w świecie, w którym działy marketingu zwietrzą okazję wszędzie i będą próbowały Wam sprzedać produkt „dopasowany do waszych potrzeb”, a świat celebrytów i polityków z ministrem obrony narodowej na czele pompuje tę bańkę, przyczyniając się niewątpliwie do wzrostu dochodów niektórych firm, niewspółmiernego jednak ze wzrostem Waszego bezpieczeństwa. Plecak jednak nie zrobi za Was planu ucieczki, nie przygotuje miejsca, do którego będziecie uciekać, nie nauczy Was posługiwania się swoją zawartością i nie zapewni wydolności organizmu do noszenia go przez wiele dni. Zostawcie na razie plecak i zastanówcie się na początek, co zamierzacie ze sobą począć w razie „W”

Czy pozostaniecie w miejscu zamieszkania (Bug-in)? Planujecie raczej ewakuację za granicę lub do przygotowanej uprzednio kryjówki (Bug-out)? Czy też może zdacie się na opiekę administracji i poszukacie bezpieczeństwa w przygotowanych przez państwo schronach i miejscach ukrycia? W zależności od konkluzji każdy z tych wniosków trzeba porozbijać na atomy, tworząc swoiste drzewko od ogółu do szczegółu aż powstanie nam plan, określający co i jak oraz czego potrzebujemy do jego realizacji.

Kiedy mamy już to wszystko, warto pobawić się jeszcze w adwokata diabła i poddać swój plan krytyce (własnej lub zewnętrznej), wyszukując słabe ogniwa i elementy, które mogą potoczyć się źle. W kolejnych artykułach postaram się rozważyć rozmaite warianty i rozwiązania, które jako cywile możemy dostosować do swoich potrzeb i możliwości.

W tym wątku chciałbym raczej skupić się na szturchnięciu Państwa umysłu patykiem, by skłonić do refleksji nad mnogością kwestii, jakie trzeba rozważyć, by „myśleć jak preppers”, a przede wszystkim do odejścia od poglądu, że plecak z rambo.pl jest wszystkim, czego nam do szczęścia potrzeba.


4. Inwentaryzacja
Tworzenie planu należy zacząć od inwentaryzacji zasobów, które chcemy chronić. Najprawdopodobniej będzie to życie i zdrowie własne oraz członków naszej rodziny, zwierząt domowych, a także nasz dobytek. Wszystko, co uznamy za stosowne chronić, musi być wzięte pod uwagę. Dlaczego? Ponieważ jeśli nie uwzględnimy danego zasobu, tworząc plan, to potem może się okazać, iż nie jesteśmy w stanie chronić go należycie.

Każdy zasób objęty ochroną musi zostać wymieniony i poddany analizie pod kątem potrzeb, zagrożeń oraz korzyści. Dla przykładu – każdy członek rodziny będzie wymagał jakiejś ilości wody, pożywienia, przestrzeni życiowej, bezpieczeństwa i komfortu. Oprócz tego każdy członek rodziny będzie mógł stanowić odrębny zestaw potrzeb (choroba wymagająca stałego przyjmowania leków, upośledzenie), zagrożeń (choroba psychiczna, uzależnienia) oraz korzyści (unikalny i rzadki zestaw umiejętności), które trzeba wziąć pod uwagę, planując.

Niejeden „preppers” wysypie się na swoim planie ewakuacji, ponieważ nie weźmie pod uwagę, że jego nastoletnia córka po prostu nie pójdzie bez psa, ojciec z alzheimerem będzie wymagał dodatkowej uwagi, a samemu planiście zdiagnozowano ostatnio nadciśnienie, którego nie miał w momencie, gdy pierwotny plan powstawał.

5. Plan
Dopiero kiedy wiemy już, co chcemy chronić, możemy zabrać się za rozmyślania, jak to zrobić. Ważne jest, aby wychodzić nie z założenia, co byśmy chcieli osiągnąć, tylko co jesteśmy w stanie zdziałać. Znakomita większość deklarujących, iż w razie „W” pryska za granicę, nie bierze pod uwagę takich czynników, jak odległość, kłopoty przy przekraczaniu granicy lub w ogóle brak możliwości wyjechania z kraju, drogi zamknięte przez korki i działania wojenne, awarie i zdarzenia losowe. Plan oparty na chciejstwie jest z góry skazany na porażkę.

6. Narzędzia
Nie, nie chodzi tu (tylko) o noże Rambo, plecaki Kosiniaka i zapas kabanosów. Na tym etapie skupiamy się bardziej ogólnie nad sposobem realizacji planu oraz zestawem umiejętności (przede wszystkim), także sprzętu niezbędnego do realizacji planu.

Zanim rzucimy się w wir zakupów, poświęćmy trochę czasu na doszlifowanie umiejętności nawigacji, pierwszej pomocy, szeroko pojętego „bushcraftu” czy zwyczajny trekking z plecakiem. Zacznijmy od dobrej literatury (choćby Mors Kochański czy Jacek Pałkiewicz), a potem stopniowo wdrażajmy wyczytane rozwiązania do naszego planu. Pozwoli nam to nie tylko ograniczyć ilość szpeju, na jakim będziemy polegać, ale (co ważniejsze) upewni nas, że umiemy się posługiwać spakowanym sprzętem lub wręcz obywać bez niego.

Umiejętności nie ważą i nie da się ich zgubić. Zastępujmy je przedmiotami dopiero wtedy, gdy nie ma innej możliwości.

7. Lista zakupów
Dotarliśmy! To jest właśnie ten etap, kiedy mając już zinwentaryzowane zasoby podlegające ochronie, plan zapewniający im bezpieczeństwo i listę potrzeb wymagających szpeju, możemy przystąpić do zapewnienia sobie środków materialnych do realizacji planu.

Pamiętajmy, że kompletując niezbędnik, kierujemy się zasadą zarówno pozytywnego, jak i negatywnego doboru. Co to znaczy? Ano to, że pakując nasz plecaczek czy zaopatrując spiżarnię, bierzemy pod uwagę nie tylko to, co nam dany gadżet daje, ale także jakie wiążą się z nim obciążenia i wymagania. Latarka czołowa ładowana wyłącznie na USB jest na pewno świetna i wygodna, ale w sytuacji, gdy zabraknie prądu, będzie bezużyteczna. Kuchenka gazowa to na pewno bardzo wygodne rozwiązanie turystyczne, ale jest zależna od paliwa, które waży i zabiera miejsce. Z kolei rolka worków na śmieci nie waży ani nie zajmuje wiele miejsca, a zrobimy z nich pojemnik na wodę, płaszcz przeciwdeszczowy, plandekę do ukrycia się przed deszczem, pływak do plecaka, wodery na buty, a nawet załatamy dziurę w klatce piersiowej nie dopuszczając do powstania odmy (choć to nieoptymalne rozwiązanie).
Dobierajmy nasz zestaw w taki sposób, żeby jedna rzecz służyła wielu celom, był lekka, trwała, niezależna i gotowa do użycia w każdej sytuacji.

8. Weryfikacja
Każdy z nas ma to do siebie, że zakłada, iż pomysł, który wpadł mu do głowy, jest z definicji dobry. Nie wpadałbym przecież na kiepskie, prawda? No i niekoniecznie.

Nawet jeśli jesteśmy z natury ludźmi drobiazgowymi, z dużą dbałością o szczegóły oraz obdarzonymi zdolnościami analitycznymi, nie jesteśmy wolni od wad, przeoczeń lub od możliwości stania się ofiarami złych założeń początkowych, które zaowocują niewłaściwymi wnioskami.

Poddanie planu krytyce pozwoli nam wyeliminować błędy oraz dostrzec rzeczy, które być może nam umknęły. Do krytyki planu warto zaprosić zarówno osoby zaangażowane (zasoby), jak i z zewnątrz. Dobrze też byłoby skonfrontować swoje pomysły z ogólnodostępną branżową wiedzą. Ważne jest, by plan ewoluował w oparciu o nowe dane, zmiany sytuacyjne czy nowe elementy układanki (dodatkowe zasoby, nowy sprzęt, umiejętności i okoliczności).

Nieocenionym źródłem wniosków są testy polowe. Masz plan ewakuacji? Przejedź lub przejdź trasę chociaż raz „na sucho”, najlepiej zakładając modyfikacje (na przykład pieszo zamiast autem, w nocy, bez części wyposażenia). Pozwoli Ci to doszlifować plan i ewentualne wzbogacić go o elementy, których na papierze nie wziąłeś pod uwagę. Albo wyłącz sobie w domu prąd na weekend i zobacz, jak funkcjonujesz bez niego przez 48 godzin.

Porażka w testach to nowy wniosek. Porażka w razie „W” też, ale wówczas wprowadzanie poprawek może nie być już możliwe.

9. Konkluzja
Autor artykułu nie jest członkiem sił specjalnych od 20 lat. Nie spędził życia, tępiąc kartele w Boliwii, stawiając czoła partyzantom w środkowej Afryce czy walcząc w wojnie z terrorem. Nie wszedł na Lotse w zimie ani nie obszedł świata dookoła. Jest Kowalskim, który od kilkunastu lat interesuje się zagadnieniem preppingu, bushcraftu, surwiwalu i stara się zdobywać wiedzę, testować, analizować oraz wyciągać wnioski. Czy zatem powinien w ogóle pisać o przygotowaniu do wojny?

Nie wiem i ta ocenia nie należy do mnie. W sieci jednak pełno jest już poradników pisanych przez „specjalsów” i mam z nimi zawsze jeden problem. Są one bardzo cenne, ale nie zakładają tego, że przeciętny obywatel ma sufit umiejętności zupełnie gdzie indziej niż wyszkolony żołnierz, a co za tym idzie, musi planować zupełnie inaczej. Moje artykuły nie mają na celu zrobienie z Kowalskiego komandosa, ale raczej wykazanie, że Kowalski też może (i powinien) się przygotować do wojny. Po prostu zrobi to po swojemu, na miarę swoich potrzeb i umiejętności, zaczynając od podstaw – czyli od sposobu myślenia.

                                                       
                                                                                                                                         Peruk