Smarkata Europa
Sztafeta pokoleniowa niedojrzałych Europejczyków, pozostających w poczuciu siebie jako… dziecka bądź nastolatka, czeka na matkę-ideę, która powie, jak żyć lub wyprostuje błędy szczenięcych zachowań. A cóż się dzieje, jeśli matka-idea jest tylko sumą moralnych i intelektualnych niedojrzałości?
Czekamy, aż przybędą do nas masy, które sprawią, że w końcu dojrzejemy… tylko niestety na warunkach tych mas. Stoimy ciągle za swoimi wolnościami w kontrze do możliwych dojrzałości. I ten narcystyczny mit: im bardziej nad drugim jestem, tym silniej czuję się od niego dojrzalszy. Osiągnięcie absolutu w rywalizacji nastolatków.
Matka-idea: liberalizm bezalternatywny… Twór, który używa wszystkich skutecznych dla niego idei, by władać masami, mając na uwadze wyłącznie własny cel. Może używać liberalizmu, komunizmu, faszyzmu, nazizmu, gender, woke… Wszystkiego, co tylko dobrze się sprawdzi w realizacji celów. System o narcystycznym rdzeniu, bez własnej natury, a obierający sobie maski względem potrzeb własnych… Coś, co nie wytwarza kultury, a zasysa treści ujrzane gdziekolwiek, przeczytane w czymkolwiek i wypluwa tegoż podróbki taktyczne…
Matka-idea, która musi upaść… Musisz ją w sobie uśmiercić… Dorastanie zmusza nas do opuszczania toksycznych rodziców i odnajdywania mędrca w sobie lub w innych. Musi pojawić się przestrzeń, w której nowa dusza się narodzi, skoro stara jest już zgniła. Zbliżamy się do świata, gdzie liczą się ludzie, relacje z ludźmi, opieranie się na wartościowych jednostkach… Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej przestrzeń nas zmusza do wyboru postawy względem kultu zezwierzęcenia, nakręcanego przez media i politykę, by dobrze się klikało i masa za instynktem szła w przepaść własnej duszy gnijącej…
Ujrzyjmy w upadku nadzieję. Zagrożenie jest niezbędne, by doszło do deatomizacji społecznej. Pójdą masy za tymi, co znajdą swoją drogę wychodzenia z toksycznych szponów matki-idei… i jeszcze do niej przekonają efektami. Widzimy już obsesje obsesji w duszy zabieganego współczesnego człowieka. Nasz wolnościowy liberalizm żyje w modnych i zyskownych obsesjach. Potem, o dziwo, obsesje stają się rzeczywistością… W tych wolnościach jest jakieś przyzwolenie na bycie nawozem na polach śmierci… Pięknie obrodzą one nowym światem, który każdą osobę zaskoczy swą strukturą. Umieramy, by się narodzić - każdego dnia… I nasze wytwory też temu podlegają… Budzimy się do świadomości bycia zmiennością. Nie chcemy wolności, chcemy zmienności poprzez poznawanie prawd o naturze człowieczej. Czy czujecie te zmiany w sobie?
Nie bójcie się duchowo umrzeć, gdyż wtedy właśnie zmartwychwstaniecie. Jako ludzie upadliśmy, by jako ludzie powstać. Poddaję się cyklowi upadania i powstawania, by stawać w prawdzie światów emocji i materii. Staję taki przed wami - nagi, porzuciwszy wszystkie maski, i pozwolę wam ubrać mnie w wasze umiejętności, aby ubrać kolejnych. Staję jako człowiek wśród ludzi. Dumny z pokłonu przed życiem i jego darami. Z dnia na dzień dojrzewam jako Polak i Europejczyk, gotowy na zmienności, na straty… Nawet na stratę siebie.
PS. Felieton powstał na bazie rozmów z Halą, AlfąBiesem, Olantą, Kamilem, Wojciechem, Adrianem Milikiem, Orinow, Anią, Verą z Lasu, Marią Lucyną i wielu innymi z X oraz spoza X. Dziękuję. Współtworzycie mój umysł.
Krzysztof Szumski