Katedra ran
Dziecko z zabawką w dłoni ciągnięte jest w każdą stronę wszechświatów opiekunów. Pojawiają się pęknięcia na skórze, pękają mięśnie, ścięgna… Dziecko upuszcza zabawkę. Od tej chwili idzie w każdym kierunku, w jakim ciągną je wszelakie jednostki władcze. Jest jeszcze na tyle silne, by trzymać się w całości ciała, z czasem pęknięcia ulegają zbliznowaceniu. Odtąd każda blizna oglądana przy zabawie czy interakcji społecznej przypomina o byciu użytym i o utracie zabawki.
Dorosły nauczył się od dziecka, które stało się dzieckiem wewnętrznym, bycia rozrywanym jako wyjściowego stanu życia. Dorosły też jest w rozerwaniach, potem w bliznach. Stałem się człowiekiem ran, rozerwań i blizn i mimo strachu trzymam strukturę osobowości przeciw siłom…Oto wyniszczające zwycięstwo…
Był kiedyś jeden zwyczajny dzień, gdy prababcia powiedziała mi z ciepłem w oczach: „Odnajdź w sobie Chrystusa na Krzyżu, a będziesz wolny”. Teraz rozumiem… To dziecko jest w Chrystusie na Krzyżu, ten dorosły także. W nich oddzielnie, ale także jako łącznik, jest Chrystus na Krzyżu. On wszystkie blizny i rany przyjmie, by uwolnić dzieci, dorosłych i starców.
Wolnością jest spojrzenie na swoje odmienione, odrodzone ciało przez wolę, umysł oraz ducha. Oto są rany wznoszące na sam szczyt katedry, gdzie stajesz się upadłością żywą i jednocześnie przemienieniem w inność osobowości z ran przekształconych w opiekę.
Na początku pojawiło się słowo, od którego przez udręczenie dojrzałem. Słowo stało się ciałem, by przez Krzyż zabrzmieć między Wami życiem i słowem krzyżowanym. Zmartwychwstania istnieją, by prowadzić do zmartwychwstań.
Krzysztof Szumski