Witaj na stronie Polsce Wierni.

Jesteś u Adamasa

Wybory

Powoli stygną emocje związane z ostatnimi wyborami prezydenckimi w Rzeczypospolitej Polskiej. Wygrał kandydat opozycji Karol Nawrocki, drugie miejsce zajął przedstawiciel koalicji rządzącej Rałał Trzaskowski (informacja dla dzikich ludzi postulujących ponowne przeliczenie głosów – wszelkie takie odgórne próby szybciutko wyciszano, możliwe, że po to, by nie okazało się, iż wygrana Nawrockiego była bardziej okazała, niż się nam dziś wydaje). Były to wybory ważne – chodziło o kształt, a nawet o potencjalne istnienie Polski jako samodzielnego bytu w przyszłości – ale także dość nietypowe.

Obserwowałem procesy wyborcze w wielu krajach, także pozaeuropejskich, i mogę z całą stanowczością stwierdzić, że takiego zbydlęcenia i żenady podczas kampanii wyborczej to jeszcze nie widziałem. Ale do rzeczy.

Zgłosiło się ponad 50 komitetów, z tego tylko 13 zebrało wymaganą liczbę stu tysięcy podpisów. Zebrało albo zakupiło – od wielu lat po Narodzie chodzą plotki, że takimi listami podpisów się handluje. Jest to niemal nie do zweryfikowania w obecnie funkcjonyującym systemie III RP. Nikt też nie ma ochoty cokolwiek z tym zrobić. Warto dodać, że trzech kandydatów w pierwszej turze zebrało mniej głosów niźli podpisów (jeden nie przekroczył nawet 20 tysięcy). Od początku też można było wyróżnić trzy grupy kandydatów: tych mających największe szanse, tych mogących zebrać jakieś realne głosy oraz – padło zdaje się takie pejoratywne określenie z ust jakiegoś mędrca czy pracownika publicznych mediów – planktonu.

Typowanymi do zwycięstwa byli Rafał Trzaskowski z ramienia PO – prezydent Warszawy znany z lenistwa, bufonady, a także przegrania poprzednich wyborów – oraz dużo mniej znany, wystawiony przez obozycyjny PiS jako kandydat niezależny (to był oczywiście chwyt marketingowy) Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.

W drugiej grupie znajdowali się: Szymon Hołownia (marszałek Sejmu z Trzeciej Drogi, czyli PL2050 i PSL; formacja ta jako przystawka PO zapewniła sformowanie nowego rządu po wyborach w 2023 roku), Sławomir Mentzen (Konfederacja – moim zdaniem mogli wybrać lepszego kandydata), Adrian Zandberg (komuniści z Razem) i Magdalena Blejat (komuniści z Nowej Lewicy).

Do planktonu zaliczyć można było pozostałych: Joannę Senyszyn (komuniści, po prostu komuniści), Grzegorza Brauna (niedawno jeszcze Konfederacja), Marka Jakubiaka (Kukiz 15), Krzysztofa Stanowskiego (dziennikarz sportowy) oraz całkowicie dla mnie – i sądząc po wynikach nie tylko dla mnie (to oni nie osiągnęli 100 tysięcy głosów) – panów Bartoszewskiego, Maciaka i Wocha.

Kampania wyborcza przed pierwszą turą była prowadzona niezwykle infantylnie. I to jest informacja dla Polski tragiczna. Naprawdę. Z głównych kandydatów jeden był totalnie przezroczysty, drugi zaś zajmował się głównie popełnianiem gaf – z czego był znany już wcześniej – oraz z uciekania przed debatami, sprawiając tym wrażenie osobnika nieradzącego sobie z jakąkolwiek trudną sytuacją. Wspaniały materiał na przyszłą głowę państwa. Kompromitował się także marszałek Hołownia, udowadniając, że nie ma nic do powiedzenia. Mentzen zabłysnął głównie piciem piwa. Właściwie konkrety mogli mówić jedynie słabsi kandydaci, bo oni się nie bali stracić głosów: Braun, Jakubiak, Woch. Sensownym człowiekiem okazał się Stanowski, choć sam twierdził, że startuje dla żartu (był to też jeden z największych wygranych kampanii – człowiek żyjący z mediów narobił wokół siebie niezłego rozgłosu, zapewne przełożyło się to na spory sukces finansowy). Maciak zdołał powiedzieć tylko, że kocha Rosję, a Bratoszewski okazał się drugim Hołownią, zakochanym w sobie bełkotliwcem. Tragicznie o polskim elektoracie świadczy też to, że w pewnym momencie olbrzymią furorę zrobiła stara skrzecząca komunistka Senyszyn, która – tak mi się zdaje – wystartowała tylko po to, żeby ośmieszać polską demokrację. No i dobrze się bawić. Biejat i Zandberg nie powiedzieli niczego nowego – choć Razemita wyraźnie górował intelektem nad swoją lewicową kontrkandydatką – a wynik mieli podobny.

Pierwsza tura skończyła się zwycięstwem – niewielkim – Trzaskowskiego nad Nawrockim. Trzecie miejsce zajęła Konfederacja w osobie Mentzena, i te prawie 15% głosów nie powinno nikogo zaskakiwać. Ludzie mają już dość ciągłych przepychanek między PO a PiS. Mentzen chciał być taką furtką, ale betonowe elektoraty obu partii tak łatwo nie dadzą się skruszyć – zwłaszcza anty-PiS. Zwolenników zaś obecnej największej partii opozycyjnej zapewne odstraszyła zbytnia fraternizacja pana Sławomira z politykami Platformy. Cóż, stare wygi rozegrały go zwykłym piwem.

Z pozostałych kandydatów najlepszy wynik wywinął pan Grzegorz Braun. Widać wyborcom spodobała się jego bezkompromisowa postaw. Na tle pozostałych nijakich kandydatów jawił się jako człowiek żelaznych zasad. Odebrał też sporo głosów Mentzenowi, ale chyba nie aż tyle, żeby pogrzebać mu drugą turę. Na to Mentzen zapracował sam. Wyborcy poznali się też na wydmuszce pod nazwą Hołownia. Trzecia Droga, stworzona by pokonać PiS w wyborach parlamentarnych (co się udało), zaliczyła spektakularny zjazd – a swych nielicznych wyborców poprosiła o oddanie głosu na Trzaskowskiego już kilka minut po ogłoszeniu wyniku pierwszej tury wyborów. Nic dziwnego, że niedługo potem rozpadła się na dobre. Knadydaci postkomunistyczni w trójkę zgromadzili około 10% głosów – co w kraju przez 50 lat okupowanym przez sowietów nadal jest wynikiem zbyt wysokim, ale nie zwiastuje im jakiejś świetlanej przyszłości. Zwłaszcza że ich socjalne postulaty przejęło PiS – a oni właściwie oferują tylko możliwość odwiedzania się w szpitalach i morderstwa na życzenia. O Krzysztofie Stanowskim i jego komercyjnym sukcesie oraz o trójce anonimowych muszkieterów już pisałem. Szkoda tylko tak niskiego (mniej niż 1%, niżej niż Senyszyn) wyniku wujka Jakubiaka.

Kampania przed drugą turą okazała się z kolei całkiem inną sprawą. Został Rafał Trzaskowski, postrzegany jako kandydat elit II RP i post-PRL, oraz Karol Nawrocki, który, jak wiemy, ostatecznie wygrał. Powoli zaczął się też rozkręcać i pokazał, że nie jest człowiekiem przezroczystym. Jeśli był pomysłem Jarosłąwa Kaczyńskiego, to jestem naprawdę pod wrażeniem. Toć Nawrocki był jeszcze większym królikiem z kapelusza niż ustępujący Prezydent Andrzej Duda. No i też wygrał. I to w okolicznościach, które sprawiły, że do procesów demokratycznych w Polsce poczułem jeszcze większą odrazę niż zwykle. Każdy bowiem, kto oglądał drugą część kampanii i nie miał odruchu wymiotnego, stawia się poza nawiasem ludzkiej cywilizacji.

Ściek, jakim poczęstowali kandydata PiS-u zwolennicy Rafała Trzaskowskiego, był bowiem czymś niespotykanym i odrażającym nawet jak na umiejętności farm trolli, od 2005 roku szkalujących przeciwników Platofrmy Obywatelskiej. Kłamstwa, pomówienia, inwektywy, wyzwiska wybuchły na niespotykaną skalę. „A wy Trzaskowskiego wyzywacie od dupiarza” – wypominali hejterzy. Cóż, per dupiarz określił się sam prezydent Warszawy, chcąc pokazać, że jest młodzieżowym alvaro, a nie tłuściutką safandułą i narcyzem. Zrobił to z wrodzoną sobie nieudolnością, więc efekt był taki, jak z bążurem. Nawrocki nigdy nie mówił, że jest stręczycielem – mało tego, nie był nim, tylko ciężko zarabiał na życie. Nikt mu niczego nie dał. Jego rodzice nie byli umoczeni w komunistyczny aparat władzy.

Myślę, że to właśnie ten przemysł pogardy (zawsze mogło być gorzej, w końcu „wolne sądy” wypuściły mordercę Cybę) zaważył na wyniku wyborów. Normalni ludzie zagłosowali na Nawrockiego nie tylko dlatego, że potraktowali go jako mniejsze zło, ale także (naprawdę mam taką nadzieję) w kontrze to tego rzygu produkowanego przez zwolenników nowoczesnego, tolerancyjnego i uśmiechniętego Trzaskowskiego. Pomijając fakt, że pan Trzaskowski nie ma jakichkolwiek kompetencji do pełnienia urzędu Prezydenta, to jednak przegrał z człowiekiem poniekąd anonimowym – i właściwie nie było w tym jego winy.

Liczę, że Karol Nawrocki uszanuje to, że został wybrany przez większość Polaków niejako ratowniczo i okaże się godny stanowiska głowy państwa. I że wytoczy procesy karne wszystkim kampanijnym hejterom. Wiem, że obecne sądy nie są skore do obrony przed hejtem kogoś spoza ich półświatka (Owsiak, Augustynek, Kurdej-Szatan na przykład są bezkarni, a złe słowo w ich kierunku kończy się problemami), ale inaczej wściekli nienawistnicy dalej będą rzygać na Polskę.

Adamas