Witaj na stronie Polsce Wierni.

Jesteś u Adamasa

Oczami Boecjusza

Starszym Czytelnikom chyba nie trzeba przybliżać postaci Boecjusza (właściwie Aniciusa Manliusa Severinusa Boethiusa, czyli świętego Seweryna Boecjusza), ale może się tafić ktoś nowoczesny, kogo ideologia marksistowska odcięła już od korzeni europejskiej kultury, jednak potrafiący jeszcze czytać. Po wprowadzeniu zmian i deform systemu edukacji w Polsce czytający będzie rzadszy od raroga (takiego ptaka drapieżnego). Otóż Boecjuszowi, Rzymianinowi, przez niektórych zwanemu ostatnim, przyszło żyć w ciekawych czasach.

Urodził się jeszcze w Imperium Zachodniorzymskim, umierał w ostatnich latach panowania Teodoryka Wielkiego, najpotężniejszego ówcześnie władcy germańskich królestw. Świetnie, bo klasycznie, wykształcony – był pisarzem, teologiem, filozofem, politykiem, dyplomatą, inżynierem – na własne oczy oglądał degrengoladę starego rzymskiego świata i narodziny nowej, na poły barbarzyńskiej Europy.

Trzeba przyznać, że rzymska ekumena mocno się przyczyniła do własnego upadku. Bogacące się społeczeństwo stało się gnuśne, rozwiązłe i w konsekwencji niezdolne do samoobrony. Obowiązek ów coraz częściej cedowano na żyjące w półmroku rzymskiego światła plemiona barbarzyńców, głównie Germanów. Ludy te chętnie przyjmowały zaproszenia rzymskich władców i jako foederati osiedlały się w granicach rzymskiego limes, zachowując jednak własne tradycje i języki. Im bardziej Imperium słabło, tym chętniej złaknieni bogactw barbarzyńcy się pojawiali – także bez zaproszenia. Siłą wymuszali na Rzymianach status foederati i/lub olbrzymie kontrybucje.

Proces ten trwał kilkaset lat. W 378 roku pod Adrianopolem ginie z rąk Wizygotów cesarz Walens. Przez zamarznięty Ren do Galii wkraczają Wandalowie, Swebowie i Alanowie.Wspomniani Wizygoci, podobnie jak Wandalowie, plądrują Rzym. Hunów powstrzymuje Aecjusz, ale co Atylla naplądrował, to jego.

Na tym tle Ostrogoci Teodoryka Wielkiego, władcy zafascynowanego rzymską kulturą, jawią się w naprawdę pozytywnym świetle. Im służy Boecjusz – przynajmniej do chwili, kiedy władca zamyka go w więzieniu, dość łagodnym zdaje się, skoro Rzymianin pisze tam swe najsłynniejsze dzieło „O pocieszeniu, jakie daje filozofia”.

Dwa światy – wymierający antyku i witalny barbarzyński – stapiają się jednak w całość i stają się podwaliną naszej kultury łacińskiej (podobnie ma się sprawa z kulturą prawosławia, ale skupmy się na zachodzie Europy, w końcu w 966 roku doń przystąpiliśmy). Tak jak wcześniej nieokrzesani Rzymianie pokochali, przyswoili i rozwinęli osiągnięcia heleńskie i hellenistyczne, tak i teraz barbarzyńcy adaptują elementy pokonanej cywilizacji. Oprócz coraz bardziej wątpliwych bogactw ma bowiem Rzym coś, co pozwoli na powstanie nowej jakości i zafascynuje przybyszów. To chrześcijaństwo. Fakt, większość nowo przybyłych przyjmuje je w wersji ariańskiej – ale przecież tak ochrzczony został i Konstantyn Wielki. Religia ta zyskuje status urzędowej w przededniu inwazji barbarzyńców. W ostatniej chwili, by się stać platformą porozumienia dla tubylców i imigrantów.

Dzisiaj doświadczamy tego samego, co ów Boecjusz, tylko zamiast Imperium Zachodniorzymskiego upada cywilizacja łacińska. Oczywiście proces ten zaczął się już jakiś czas temu, w okresie zwanym przewrotnie oświeceniem, kiedy podwarzono ostatecznie chrześcijańskie podstawy kultury europejskiej. Rewolucja francuska pokazała, że krew i zbrodnie są tak samo dobre jak cywilizacja. Zachód, zdawało by się, rozkwitł, ale była to – parafrazując Edwarda Gibbona, badacza końca Rzymu – wielkość niezdrowa. Zakończona dwiema wojnami światowymi oraz zwycięstwem w sferze mentalnej marksizmu i jego pociotków.

Bogactwo ostatnich wieków cywilizacji łacińskiej, coraz bardziej gnuśnej i zdegenerowanej, ściągać musi – i ściąga – podobnie jak przed wiekami, ludzi chcących uszczknąć coś dla siebie. To naturalne. Od stu, może dwustu lat coraz to nowi foederati osiedlają się w granicach zachodnioeuropejskiego limes. Jest tylko jedna różnica pomiędzy czasami Boecjusza a dniem współczesnym.

Umierające Imperium Rzymskie potrafiło zaoferować przybyszom własną filozofię życia, filozofię chrześcijańską. Zwycięstwo oświecenia – a za nim marksizmu i innych socjalizmów – pozbawiło Europę Zachodnią siły duchowej. Cywilizacja łacińska nie ma przybyszom nic do zaoferowania poza czysto materialistycznym konsumpcjonizmem. Współcześni barbarzyńcy, podobnie jak wtedy, stoją na niższym stopniu rozwoju i często przegrywają konkurencję, nie zdobywając wyśnionych bogactw. Jako że nie dostają nic w zamian, wprowadzają swoją kulturę. Daje im ona sens i punkt zaczepienia w rzeczywistości. Pozbawiona wartości Europa Zachodnia musi takie starcie przegrać, chyba że wymyśli coś, czym przeciągnie uchodźców na swoją stronę. Albo wróci do swych chrześcijańskich korzeni.

Po raz pierwszy w dramacie cywilizacji łacińskiej uczestniczy Polska, niestety wydaje się, że również na straconej pozycji. Ostatnie lata to bezprzykładny wzrost zamożności społeczeństwa – zachłyśniętego nieznanym w czasach sowieckiej okupacji konsumpcjonizmem. Ten materializm kopiuje marksitowskie wzorce antykultury, modny staje się modernizm i zrywanie z chrześcijańskimi korzeniami Polski. Sami się rozbrajamy, a przychodzi to tym łatwiej, że postsowieckie elity, antypolskie w swoim założeniu (nieważne, czy służebne wobec Moskwy, Brukseli czy Berlina), mają właściwie monopol na przekaz kulturowy. Są też wspaniale wyszkol0ne w sianiu propagandy – wyniki wyborów albo tematy dyskursu społecznego doskonale to pokazują. Z szerokim uśmiechem podcinamy gałąź, na której siedzimy, pozbawiając się jakielkolwiek ochrony przed współczesnymi barbarzyńcami – pewnymi swego, mającymi w życiu cel, pełnymi wigoru.
Przegramy. I wcale nie jest pewne, czy następna cywilizacja na kontynencie będzie wspominała nie tylko Boecjusza, ale chociażby Wolniewicza.

Adamas