Zatroskani smutkami
Każda myśl umysł błyskawicą przeszywa
Każde uczucie rani spękaną skórę
A tego coraz więcej na barki przybywa
Niewypoczęty wspinam się na górę
I wszystkie traumy życia w wiecznym głodzie
Wszystkie demony w snach ciągną zwłoki
Uwięziony w skale, zamrożony w lodzie
A i tak słyszę wrzaskiem te ciche kroki
Być wśród spacerów od znicza do znicza
Szukać dla siebie z marmuru pomnika
Bo taki jak ja tylko czas sobie odlicza
A bratniej duszy jak zarazy unika
Mówią: „szukaj radości w sprawach małych”
Piszą: „znajdź w sobie jakieś rozkosze”
A ja milknę wśród tych rad wspaniałych
I ludzkiego gadania jakże nie znoszę
Kiedyś choć chwilę pobyć mogłeś wtulony
Ale czasu na mnie za wiele nie miałeś
Teraz ja jako potwór nicości nauczony
Stałeś się odrzuconym, bo przyjąć nie umiałeś
My – ludzie pognici ciałem i duchowo
Szukamy cmentarzy ze swego życia
A cmentarz jest w nas już odruchowo
Zatraceniem umysłu z ciała przepicia
Nikt mnie nie widział w czarnej otchłani
Choć grałem rolę potężnego boga światów
Teraz zauważasz mą ciszę, co cię rani
W szpitalu dla obłąkanych i wariatów
Tyle tej śmierci w bajkach o szczęściu
Tyle słuszności w bezsensie istnienia
Wspominasz coś cicho o duszy objęciu
Nic jednak nie robisz, nic się nie zmienia
Era tych samotnych, samych dla siebie
Przepełnionych wszystkim, co niewidzialne
Chadzających po piekle, śniących o niebie
Wbijających szpilki w swe punkty zapalne
Ostatnie akty spoconej desperacji
By ujrzał ktoś z początków życia
I wyrwał z tej miażdżącej stagnacji
By usłuchał pomruków serca bicia
Ty sam zawsze i od dziecka dzielny
W tęsknocie łzawej za kimś drugim
Czekasz na poranny dzwon kościelny
I pukanie do drzwi w śnie długim
Spalić swą ziemię zdeptaną i krwawą
By ktoś w niej zasiać mógł święte ziarno
Z nas dwojga jedno wielką wyprawą
Kwiat odnajdzie się z gałązką marną
Podróż przez rany i łzy pokoleń wielu
By znaleźć swe wnętrze w innej osobie
Kim będziesz dla mnie mój przyjacielu
Bym oddał swe rany w dłonie Tobie.
Krzysztof Szumski